Okej. Nie było mnie bardzo długo. Przyznaję. Właściwie nie zamierzałam wcale wracać, sądziłam, że blogowanie to moja przeszłość i kończę z tym, ale bardzo spontanicznie, przed chwilą, coś mnie skłoniło żeby wrócić. Chcę wrócić i chcę pisać (choć możliwe, że nakładanie sobie dodatkowych zajęć poza studiami jest głupiutkie, aale WHO CARES).
Dlaczego wracam? Chcę być sobą. Banał. Ale w rzeczywistości nie aż tak proste. W swojej głowie, jak i przy najlepszych przyjaciołach (shout out to Asia) , jestem takim małym wariatem trochę, i UWIELBIAM w sobie tą spontaniczną radosną część. Czerpie radość z rozśmieszania ludzi (stąd nie miałam żadnych oporów, żeby chodzić po ulicy i uczelni w zielonej czapce elfa z dzwoneczkami, wręcz przeciwnie, gdy wpadłam na ten pomysł to cieszyłam się cały wieczór i nie mogłam się doczekać tego dnia, mimo że wiązał się on z siedzeniem na uczelni od 8 rano do 20:40 --- serdecznie pozdrawiam z tego miejsca moją uczelnie).
Jeśli chodzi o to czemu przestałam pisać...Wiecie, przez cały czas blokowałam się tym, że sama oceniałam swoje wpisy. No i jasne, nie można bezkrytycznie wstawiać wszystkiego, co się napisze, ale też nie można się powstrzymywać i krytykować wszystkiego, co się zrobi, tylko dlatego, że pojawiają się w głowie myśli typu "moje teksty brzmią niedojrzale", "czy nie otwieram się za bardzo przed tymi ludźmi?", "co jeśli ludzie zobaczą jaka jestem naprawdę?". I tak właściwie to jest dość paradoksalne w mojej osobie. Bardzo często podkreślam, że robię w życiu swoje i nie oglądam się na to, co inni o mnie myślą i właściwie bardzo często tak jest, ale gdy już zaczyna mi zależeć na jakiś ludziach, to zamiast nadal być sobą, zaczynam się okrutnie przejmować tym jak mogli odebrać moje zachowanie/moje słowa. No i nie ma co kryć, jest to mega niezdrowe i często niepotrzebne, bo pewnie większość tych ludzi nie poświęca tyle czasu na analizowanie mnie, tyle co ja analizuje samą siebie i ich hipotetyczną opinię o mnie.
Także tego, na pewno zapowiada się jakaś graficzna zmiana bloga, ale do tego wpierw muszę znaleźć czas (hehe). Bo wyjaśniając, jestem szczęśliwą, acz zmęczoną pierwszoroczną studentką architektury wnętrz i w sumie na brak roboty narzekać nie mogę. Trzymam się jednak twierdzenia że im więcej się robi, tym więcej "wolnego" czasu spędza się produktywnie. No i jak zwykle, wpis jest o wszystkim i niczym, kochany chaosik w głowie.
Zeznanie napisane, czekajcie cierpliwie na kolejne wpisy.